Prawie rok bez słowa

piątek, maja 19, 2017

Wracam tu, gdzie moje miejsce

Tak długo mnie tu z Wami nie było, że czuję się, jakbym musiała Wam się ponownie przedstawić - dziwnie, nieswojo. Dawniej nie tłumaczyłabym się Wam dlaczego nie pisałam przez jakiś bliżej nieokreślony czas, ale uważam, że teraz wypada.

*Już wyjaśniam. Wiecie sami przecież, zwłaszcza jeśli coś tam kiedyś bazgraliście w sieci jak ja, że nie wypada "blogerce" (nie powinnam o sobie tak mówić, stwierdźmy więc, że mówię o innych) na samym wstępie zanudzać czytelnika tym zbędnym pieprzeniem o tym, jak to się tęskniło, jak bardzo się przeprasza za to, że nie pisaliśmy przez dzień, przez dwa, o umówionej porze... bla bla bla, tzn. nudna etykieta. Cholera, wiecie o czym w pierwszej chwili pomyślałam?! O tym jaki to rodzaj etykiety... (Tak kochani, etykiety mają swoje rodzaje, przypuszczam, że ten rodzaj blogowego szablonu, rutyny o odrobinie kunsztu, smaczku i innych bzdetów można zaliczyć do "netykiety", ale głowy sobie nie dam uciąć - mam wakacje, nie muszę o tym myśleć). Chodzi głównie o to, że są jakieś zasady. "Pisz tak, a ktoś to przeczyta. Napisz tak, a ktoś to zauważy. Zwróć się do nich tak, a na pewno ich zaskoczysz" Trochę persfazji, trochę bajerów i już sława niczym hit polskiego internetu "Poka Sowe", no naprawdę? Będę sobą, wybaczcie.

Jeśli macie jeszcze szansę uciec przed maturą, albo podejść do niej na "chillu" to zróbcie to szybko

Tak więc tłumaczę - matura, to właśnie ona była powodem mojego "zniknięcia". W sumie koniec tłumaczenia, nie ma co więcej dodawać, mogę Wam tylko opowiedzieć z czym ona się je.


Pochłonęła mnie do reszty, to ona spowodowała, że wiele spraw zaniedbałam, to ona wprowadzała mnie w stan euforii tylko po to, abym za chwilę mogła popaść w stan "agonii". Wiecie jaki to prymitywny a zarazem podstępny środek sprawdzenia naszej "wiedzy"?

Sama nie wiem, czy dostanę się na studia dzienne czy też będę musiała za nie płacić, ale zastanawia mnie jedno - po co się tak tym wszystkim stresowałam, skoro CKE dosłownie ze mnie zadrwiło. Matury nie były trudne, trudniejsze było wpisanie się w klucz odpowiedzi (co jeszcze nie jest przesądzone, wyniki 30 czerwca). Nie chcę nikogo urazić, ale na przykładzie klucza odpowiedzi z matur próbnych mogę stwierdzić, że o moich losach prawdopodobnie zadecyduje debil (przepraszam i zwracam honor matematykom, bo liczb nie oszukasz, klucz w tym wypadku nie może być szeroki).
Dlaczego każdy z nas jest szufladkowany? Dlaczego osoba, która się uczyła przez całe swoje dotychczasowe życie ma gorszy wynik od osoby, która sorry... miała "wyjebane"? 

Nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko się dzieje i co ma na to wpływ - stres, problemy prywatne, presja, a może ambicje (...)? Długo można wymieniać czynniki, które wpłynęły na nasz rezultat, ale nie to jest ważne słuchajcie...

Jesteście już po maturze? Poszło Wam słabo, nie jesteście z siebie zadowoleni? Poszło Wam dobrze, ale Wasza ambicja nie pozwala Wam świętować? Czy może spóźniliście się na maturę i tak się zakończyła Wasza kariera? Może należycie do grona przyszłorocznych maturzystów? Paradoksalnie nie zależy Wam na maturze, ale coś Wam w życiu nie idzie tak jakbyście tego chcieli?

To właśnie ten post, pierwszy od dawna dedykuję Wam - spokojnie, jestem w takiej samej życiowej dupie jak Wy i nie wiem co dalej, bo może jutro będzie tak, a może tak, a może jeszcze tak? 

Kurcze może to zabawne, ale wiecie co mi pomaga? Siłownia (dziwne co?), także przykładowo - słuchajnie Majewskich, którzy zawsze, choćby nie wiem co, mają "banana" na twarzy, oglądanie motywujących filmików, czytanie wpisów fajnych, pozytywnych ludzi, którzy się nie boją wyjść naprzeciw swojemu losowi i powiedzieć "to teraz ja będę rozdawać karty".

Deynn & Majewski


Na maturze świat się nie kończy (jakby co to ja zdałam na luzie, żebyście nie myśleli, że ja się teraz pocieszam). 

W życiu trzeba robić to co się kocha, nie pozwolić na zdominowanie się przez rzeczy, które tak naprawdę nie przyniosą nam szczęścia. Dlaczego teraz piszę? Dotarło do mnie, że to jest to, co chcę robić - słuchajcie mam nareszcie czas wolny i wiecie o czym myślę, oprócz o moich bliskich? O treningu, o samorealizacji, a przede wszystkim o tym, że chcę pisać, bo nawet jeśli tego nikt nie przeczyta to ja wiem, że robię coś co chcę, coś co daje mi energię, pozwala mi nie myśleć o rzeczach przykrych, trudnych. 

Majewscy na trening, ja na trening, a Ty?

Zapomnijmy o rzeczach, które sprawiają nam ból. Pójdźmy na trening, dajmy z siebie wszystko, motywujmy się wzajemnie z rodziną, z przyjaciółmi, z chłopakiem, z dziewczyną. 

Uśmiechajmy się do ludzi będąc na siłowni, to są tacy sami ludzie jak my, robią to co kochają, idą do przodu, chcą zmian! 

Nie czekajmy na sukces, pracujmy na niego. Będę nudna z tymi Majewskimi dzisiaj, ale są naprawdę dobrym przykładem (motyw : sukcesu, ciężkiej pracy, motywacji - sorry zboczenie maturalne z tymi motywami), którego śmiało można użyć w moim dziejszym wpisie. Na pewno ich znacie, a jeśli nie to spróbujcie ich poznać, jest ich wszędzie pełno! 


Czasopismo JOY, mówi Wam to coś? Sukces ostatniej okładki, ktoś kojarzy? Pani z okładki? Jakaś nieznana laska, nie? Marita, Marina, Maria, coś tam świta czy niezbyt? To Deynn, macie racje. 

Dziewczyna, która się nie poddaje, myślę, że śmiało można tak powiedzieć. Motywacja dla wielu, dla mnie także. Tak wiem, to ja zawsze starałam się Was motywować, ale słuchajcie mnie motywuje między innymi ona - Marita Sürma (tak, Daniel Majewski także). Pozytywna, nie udaje, robi swoje, nie stara się przypodobać nikomu, sprawia wrażene naturalnej, jest motywacją nie na skalę podwórkową jak na przykład ja, ale znaną w Polsce blogerką, "fitnessiarą", co tu dużo mówić - chyba nie obraziłaby się na mnie za to, że tak ją nazwałam, co? Na tym mi raczej nie zależy.

Wracając do meritum, na przykłądzie właśnie ostatniej okładki możemy się przekonać o jej wielkim sukcesie. Myślicie, że osiągnęłaby to, gdyby siedziała na dupie i użalała się nad sobą. Takich fajnych, pozytywnych ludzi jak ona w Polsce jest wiele, ale i na całym świecie, im się udało, dlaczego Tobie ma się nie udać? 

Żeby było jasne, nie mówię, że macie teraz lecieć po sprzęt i wio na siłownie. Jest wiele dyscyplin, w których macie prawo głosu. Nie bójcie się robić tego na co macie ochotę, nie bójcie się walczyć o cholerne marzenia. Masz 40 lat i przez przypadek do mnie zawitałeś (albo jesteś z grona znajomych mojej mamy, która pewnie udostępniła link do mojego bloga), też rób swoje, spełniaj się, możesz pomóc swojemu dziecku, samemu wziąć się za siebie, nauczyć się nowego języka, pójść na zajęcia fitness. Kurczę tak naprawdę nic nas nie ogranicza! Wiek, płeć, waga, cholera dosłownie nic!

Daniel Majewski? Kolejna postać znana z działań typowu ukierunkowanych na progres a nie regres. Dlaczego on może? Myślicie, że on od razu tak wyglądał jak wygląda, to miał co ma teraz? Wiecie jak ciężko cholera sobie na to zapracował? Ile potu wylał na treningach, ile postów napisał zanim zdobył Was (nas), czytelników? Sukces nie ma "nóżek" i nie przyjdzie, nie zapuka do drzwi. Na sukces trzeba zapracować, żeby potem móc stać wyprostowanym jak "pancio" - patrz zdjęcie wyżej.

*Nie będę się już dłużej rozpisywać, bo bolą mnie palce słuchajcie... Po tych maturach to myślałam, że dosłownie mi odpadną jak nie palce to cała ręka od pisania, więc definitywnie zbliżam się w tym wpisie do końca.

Kochajcie bliskich, bądźcie kochani.
Nie poddawajcie się nigdy.
Trwajcie w postanowieniach,
Dawajcie z siebie wszystko,
Na sukces przyjdzie pora.

Coś się nie udało? 
Wydaje Ci się - miało tak być.


Do zobaczenia na treningu! Głowa do góry!

Tu też są fajne rzeczy:

1 komentarze

  1. Jestem tu pierwszy raz (przyjaciółka od Majewskich) świetny wpis, nie wiem czy to zasługa Twojego talentu doboru słów i sensownego pisania czy po prostu poruszenia tematu wspwnialych Majewskich, tak czy siak, zawarłas mądry przekaz, na pewno tu wrócę. No i do zobaczenia na treningu! Pozdrawiam ��

    OdpowiedzUsuń