Cholernie bogaci niematerialnie

czwartek, czerwca 02, 2016

Ciąg zdarzeń, które wpływają na naszą przyszłość

Since Your Love - Lyrics -United Pursuit (ft Brandon Hampton)

Bardzo się cieszę, że mogę nareszcie powrócić do regularnych postów, bo z ćwiczeniami muszę jeszcze zaczekać. Nie jest tak, że wcześniej nie byłam zdolna do mechanicznego pisania, jednak można stwierdzić, że wewnętrznie nie byłam na to gotowa. Okres w moim życiu, który mam już za sobą, naprawdę nie był łatwy. Wizyty w szpitalu, operacja i dużo do nadrobienia, do odbudowania. Nie można uciec przecież przed rzeczami, które są niezbędne, a stracony czas da się nadgonić, więc mimo tych przeciwności losu, nie narzekam. Zabieg udał się pomyślnie i to właśnie on był konieczny. Ten kto mnie czytuje wie, że chodzi tutaj o moje serce, nadpobudliwe serce i to właśnie ono stanęło mi na drodze, zresztą nie pierwszy raz. 



Pewnie po przeczytaniu tego krótkiego wstępu w Waszych głowach ukazał się obraz mnie, przywiązanej do łóżka, owiniętej kablami, pokrojonej jak na sekcji kryminalnej z wielką blizną. Niestety muszę pohamować Waszą wyobraźnię i uświadomić Was, że na całe szczęście (w tym moje szczęście) zabiegi na serce nie wyglądają tak jak kiedyś wyglądały. Nie będę wchodziła w szczegóły, bo nie jest to nic przyjemnego, ale ta śmieszna blizna (o ile można to tak nazwać) jest tak mikroskopijna, że mogłaby śmiało konkurować z ugryzieniem komara. Ból - ciężko określić jego skale, raz bardziej, raz mniej bolało. Cały zabieg miał na celu usunięcie mojego napadowego częstoskurczu nadkomorowego, co tak jak wcześniej pisałam, udało się. Nazwa zabiegu "ablacja", niebanalna, pobudzająca wyobraźnie (wiem o czym mówię). Przed samym jej wykonaniem bolało mnie dosłownie wszystko, wyobrażałam sobie nie wiadomo co, a właściwie wiadomo, bo dokładnie przeczytałam o tym zabiegu od przesympatycznych ludzi, którzy moim zdaniem mieli na celu jedynie straszenie pacjenta, a nie wizualizacje operacji. Radzę Wam nie czytać tego, czego "powinniście" spodziewać się leżąc na stole operacyjnym, bo mamy już XXI w. i z tego co mi wiadomo całkiem dobre, skuteczne leki przeciwbólowe, znieczulenia i wykwalifikowanych lekarzy (wiem co mówię). Cały zabieg polegał na rażeniu prądem miejsc, które w moim przypadku wywołują kołatanie serca (łomotanie, walnie - 250 tętna, chyba nie może się zaliczać do "kołatania"?). Lekarz dostał się do mojego serca wprowadzając "kolorowe kabelki" przez pachwinę (przepraszam, nie jestem na biol-chemie, ani nie studiuje medycyny). Wprowadzanie ich do mojego ciała to jedyny ból jaki czułam, wszystkie pozostałe odczucia były zniwelowane przez znieczulenie, także spokojnie to wszystko się odbyło. Informacja kluczowa - czuję się dobrze, od lipca wracam na siłownie, a na pewno do ćwiczeń domowych i nie zamierzam więcej jechać na sygnale.

Gdyby nie zdarzyło się nic miłego, to by było niemiło

Ej, jestem pełnoletnia. Co wiąże się z tym faktem? Nie zmieniło się nic w moim życiu, dlatego też nic się z tym nie wiąże. Chyba to Was nie zdziwiło. Jednak ta "wyjątkowa" noc, w której wraz z przesunięciem wskazówki zegara na północ (dwunastkę) stawałam się "adult", nie mogła obyć się bez świętowania. Oczywiście, że miałam imprezę, nie powinniście o to nawet pytać. Jaka była? To pytanie też jest zbędne, bo jaka mogła być? Brakuje mi chyba słów, aby opisać to, jak szczęśliwa byłam i to jak wspaniałych przyjaciół i znajomych oraz rodziców mam (wow dopiero teraz zawiązuje się temat związany z tytułem). 



Jestem cholernie bogata i teraz mam tego świadomość, może niekoniecznie moje konto też ma taką świadomość (jakby co nie jest najgorzej, ale kumulacji  lotto nie mogłabym sponsorować), ale moje (niematerialne) bogactwo w postaci przyjaciół, najbliższych jest chyba czymś więcej niż kurtką z Versace i wypypchanym portfelem z CK. 


















Ten moment kiedy wracasz z własnej (udanej) imprezy i kładziesz się na łóżko, a Twoja noga nadal czuje rytmy piosenek, które przewinęły Ci się przez Twój aparat słuchowy przez ostatnie kilka godzin i dały się we znaki Twoim obolałym nogom, katowanym przez kilkunasto-centymetrowe obcasy, masz ochotę tam wrócić i zobaczyć tych zadowolonych ludzi, bawiących się wspaniale, spędzających ten wyjątkowy dzień właśnie z Tobą, to jest oznaka, że masz o czym pamiętać i masz do czego wracać i jesteś chyba szczęśliwy, a na pewno spełniony. Zamiast spać, popłakałam się patrząc na założone mi wcześniej bransoletki (Lilou - typowo) i ich grawery, uświadamiając sobie, że może faktycznie coś znaczę dla innych, a oni dla mnie. Uczucie "masakra". Jedyne co może podsumować to wszystko to słowo, "dziękuję". 

Dowód nr 2 na to, że moja kieszeń nie jest pusta

Nie mogło mnie tam zabraknąć. Osiemnastka jednaj z moich najlepszych przyjaciółek, bratniej duszy, śmiesznej, charyzmatycznej osobowości (dopasowane), kochanej siostry, sportowca godnego polecenia, powierniczki sekretów oraz osoby, która jest zawsze. To chyba wystarczy, aby stwierdzić, że moja obecność była obowiązkowa. Zabawa była taka jak u mnie, można by było opisać ją tylko i wyłącznie klasykiem - "classy elo". To u nas chyba "rodzinne", że nie dajemy rady bez tańca i uśmiechu, a imprezy, w których bierzemy udział, albo które organizujemy zostają w pamięci większości uczestników. Fajnie, że bawiliśmy się także z jej rodziną, to trochę odmienny obraz osiemnastkowej imprezy, nowe doświadczenie dla centralnej Polski.

Lori, masz już osiemnaście lat. Chyba u Ciebie też się nic nie zmieniło? Wyglądałaś na szczęśliwą, co bardzo mnie cieszy, tęsknię już za Tobą, całuje mocno.


Obecność Piotrka w moich rodzinnych stronach też była pewnego rodzaju rzeczą wartościową. Poznał osoby, wśród których się wychowywałam, dzięki którym jestem jaka jestem. Spędziliśmy naprawdę fantastyczny długi weekend, odbyliśmy kolejną podróż (wspólną podróż), niczym rasowi turyści, robiąc zdjęcia (tak jakbym była tam pierwszy raz, tak jakbym zachwycała się krajobrazem Nadwiślańskim po raz pierwszy).

Niedługo dam Wam wycisk, szykujcie się

Wyżej napisałam, że powracam do ćwiczeń - mam taką nadzieję. Nie mogę się tego doczekać, zazdroszczę Wam, że możecie na przykład po przeczytaniu tego tekstu zamknąć laptopa, odłożyć telefon i po prostu dać z siebie wszystko na macie, na ścieżce rowerowej, biegając wśród gwiazd. Takiej możliwości niestety nie mam, ale uwierzcie mi, że jestem tak "napalona" na siłownie, treningi, workout, że wrócę z hukiem, mnóstwem pomysłów i jeszcze większą porcją endorfin oraz coraz lepszymi tekstami (to tak od strony publicystycznej).  Motywując Was, motywuje siebie, a w zasadzie to wewnętrzna "ja" ma w sobie tyle siły, że rozpiera mnie od środka i przenosi mój zapał na wykonywane czynności. Wiecie co teraz czuje? Ogromną radość, ale nie wiem dlaczego - to się właśnie nazywa spełnienie. 

*Po napisaniu tego, mogę nareszcie wrócić do matematyki, wcześniej nie byłam w stanie się jej nauczyć, bo coś mówiło mi, że muszę się z Wami tym wszystkim podzielić.

(Nie byłabym sobą, gdybym trochę nie pobiadoliła). Dawajcie z siebie wszystko, czekajcie na mój powrót, abyśmy mogli coś zrobić razem. Nie poddawajcie się (tak dla odmiany) i szykujcie formę, nie tylko ze względu na zbliżające się wakacje (tak, tylko 10dni szkolnych). Żyjcie zdrowo, bo po co macie się zatruwać i czuć się potem mało komfortowo w swoim ciele. Cieszcie się życiem i kochajcie siebie (nie bądźcie narcyzami), a w zasadzie swoje życie


                                  Instagram : m.graczy
                                  Snapchat : majettan 
                                  Facebook : 50ShadesOfWorkout




Tu też są fajne rzeczy:

3 komentarze

  1. Bardzo pięknie to napisałaś. Samym wstępem zachęcasz do dalszego pochłonięcia w lekturę. Cieszę się ogromnie, że z Twoim serduszkiem wszystko w całkowitym porządku. Pełnoletniość to ciekawy okres, człowiek dużo dostaje, lecz też duzo traci, a przede wszystkim dużo się uczy. Pozdrawiam Cie serdecznie.
    http://xzyq.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie uwielbiam posty na luzie, takie od serduszka pisane życiem, a nie intagramowe. Życzę szybciutkiego powrotu do pełnych sprawności. :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że teraz jest już lepiej. Zazdroszczę takich wspaniałych przyjaciół :)

    OdpowiedzUsuń